wtorek, 8 maja 2012

Po spotkaniu z Łukaszem Wierzbickim

Ludzie zazwyczaj nie lubią efektów ubocznych. Na myśl bowiem zaraz przychodzą im nudności i inne takie. Czasem jednak efekt uboczny jest fajny, ba, nawet pożądany. Takim miłym efektem ubocznym naszego skromnego dkkowania jest coroczna możliwość wyboru autora, którego chcielibyśmy ugościć u siebie. Super! Tym bardziej, że to Instytut Książki stawia.
Wychodząc z założenia, że starego czytelnika do biblioteki przyciągać nie trzeba, postanowiliśmy zanęcić dzieciaczków i zaprosić pana Łukasza Wierzbickiego, autora książek dla dzieci (choć nie tylko), które swego czasu były hiciorem w naszym domu. Mowa tu o “Afryce Kazika” i “Dziadku i niedźwiadku”. Prośbę zaakceptowano, działania organizacyjne rozpoczęto, promołszyn odpalono i zaczęto odliczanie, które zakończyło się 26.04.2012 r. wizytą pana, który żwawo wkroczył na salę z wysłużonym plecakiem na ramieniu i wielką, równie steraną życiem walizą w ręce.Przyznać się nam od razu wypada, że postanowiliśmy przeprowadzić pewien socjologiczny eksperyment i miast spraszania szkolnych wycieczek, postawić na indywidualną wolę przybycia rodziców z dziećmi. Rezultat był taki, że spotkanie odbyło się w dość kameralnym gronie, ale za to zyskało ono przez to na intensywności przekazu. Nie od dziś bowiem wiadomo, że ilość rzadko kiedy przechodzi w jakość.I ja tam byłem, i z opowieści o wariacie jeżdżącym na rowerze po Afryce oraz z historii niedźwiedzia - wojskowego, się cieszyłem. Koniec i bomba, a kto nie był, ten trąba. 
Bazyl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz